niedziela, 17 marca 2013


Rozdział 2

Rozdział 2

Muzyka płynęła nieprzerwanie, a ja nadal tańczyłam. Nie potrafiłam tak o przerwać tańca. Było to dla mnie zbyt trudne, a tym bardziej teraz. Po chwili piosenka się skończyła, a ja podeszłam do głośnika, z którego wydobywała się muzyka i ją zatrzymałam. Odwróciłam się na pięcie i w drzwiach zobaczyłam Luke’a. Jest moim przyjacielem, ale nie wiem po co tutaj przyszedł. 
Niepewnym krokiem podeszłam do niego, lecz natychmiast zrobiłam dwa kroki w tył. Luke jak najszybciej tylko mógł podbiegł do mnie i zaczął całować moje wargi. Chciałam go od siebie odepchnąć, ale był zbyt silny. Całował bardzo namiętnie, co spodobało mi się. Pocałunek był niesamowity, lecz okropnie gwałtowny. Nie było to w moim guście. Po chwili przestaliśmy się całować, a ja wyrwałam się z jego objęć.
Odeszłam do tyłu tak, że oparłam się o ścianę. Chłopak przygryzł dolną wargę i powoli zaczął iść w moją stronę. Patrzył na mnie, a ja nie wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Gdy Luke podszedł do mnie oparł dłonie na wysokości mojej głowy i wpatrywał się w moje tęczówki.
-Jesteś piękna – wyszeptał i musnął moje usta.
Po chwili jego prawa dłoń powędrowała na mój policzek, delikatnie głaszcząc go kciukiem. Następnie zjechała do mojej piersi i schodziła coraz niżej, aż zatrzymała się na mojej talii. Szybko ściągnął ze mnie bluzkę i rzucił gdzieś na podłogę. Złapał mnie za nadgarstek i pobiegł do pokoju rodziców. Stanęłam przed łóżkiem a on lekko pchnął mnie na nie.
Położył się na mnie. Zaczął błądzić dłońmi po moim ciele i delikatnie całować je swoimi rozpalonymi wargami. Powoli zjechał do moich spodni i odpiął guzik, rozpiął zamek i szybko je ściągnął.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, jednocześnie odwracając plecami do Luke’a.
-Czego chciałeś? – Zapytałam oschle, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Nie odpowiedział, więc ponowiłam pytanie.
-Przyszedłem tu po… Pomyślałem, że… Chciałem pójść… – Mówił nie dokańczając zdań.
-No wysłów, że się wreszcie! – Powiedziałam donośnym tonem, a on wstał i ukucnął przede mną. Spojrzał głęboko w moje oczy. Są takie niesamowite, ale nie potrafiłam w nie spojrzeć i odwróciłam głowę w prawą stronę.
-Tak w ogóle, to sam nie wiem po co tu przyszedłem. – Odparł i chciał wziąć moją dłoń, lecz ja mu się wyrwałam. – Przepraszam.
-Wyjdź – powiedziałam a on posłusznie wykonał moje polecenie.
-Jeszcze raz przepraszam – szepnął i wyszedł z pokoju moich rodziców.
Nienawidzę chłopaków taki jak Luke. To znaczy lubię go, ale tym zachowaniem poświadczył, że nie jest taki jak myślałam. Nie wiem czy wspominałam wcześniej, bo Luke jest chłopakiem Taylor. Jeśli nie to teraz wiecie. Nie wiem jak to nazwać i czy mówić to Taylor. Według mnie zdradą nazwać tego nie można.
Powiem jej, że dzisiaj przyszedł do mnie Luke i chciał się ze mną kochać. Uwierzy czy nie uwierzy, ale ja mówię prawdę. Ciężkie to. Kurna! Jak on tak mógł. Ja na miejscu Taylor strzeliłabym mu z liścia i zerwała z nim.
Wstałam i wzięłam spodnie. Ubrałam je i to samo zrobiłam z bluzką. Nie miałam już czasu tańczyć, więc wyjęłam płytę, schowałam ją do opakowania i odłożyłam w odpowiednie miejsce. Zeszłam na dół.
-Witaj Pauline – powiedziała nasza gosposia.
-Dzień dobry Alice – odpowiedziałam a Alice to jej imię.
Wzięłam torbę i wyszłam z domu. Po drodze mijałam różnych ludzi. Niektórzy się spieszyli, inni nie zdawali sobie sprawy z tego jak szybko mija czas. Jeszcze inni cieszyli się sobą nawzajem. Delikatne pocałunki w policzek, lub namiętne całusy prosto w usta. Ah… Ci to mają dobrze. Są pewni, że właśnie tuż obok nich siedzi cały ich świat. Są pewni, że za tą osobę oddaliby wszystko, nawet własne życie. Takiej miłości jeszcze nigdy nie doświadczyłam, ale bardzo bym chciała. Większość dziewczyn ma już chłopaka, lub chociaż miała go, albo do końca życia nie chciałaby go mieć. Ze mną jest inaczej. Gdy patrzę na takie pary to łza kręci mi się w oku. Oni są szczęśliwi a ja najbardziej nieszczęśliwą osobą na Ziemi. 
Większości ludzi mogłoby się wydawać, że mam wszystko, jestem szczęśliwa i niczego mi nie brakuje. Lecz jest odwrotnie. Brakuje mi takiej osoby, która kochałaby mnie całym swoim sercem. Dla której byłabym najważniejsza. Nie jest do dla mnie łatwa sztuka, ale wydaje mi się, że w moim przypadku jest to niemożliwe. Po chwili ujrzałam moją szkołę. Przed nią stało już dosyć sporo osób, lecz przy żadnym zakończeniu szkoły tylu osób przed szkołą nie widziałam. Podeszłam bliżej do ściśniętych ludzi i jakimś cudem dopchałam się do barierki. Co? Chwila, zaraz. Jakiej barierki?! Czerwony dywan, miliony ludzi i kilkadziesiąt fotoreporterów. 
Rozejrzałam się w lewo i prawo. Nagle ujrzałam długą, czarną limuzynę, która podjechała pod krawężnik. Wszystkie dziewczyny naokoło zaczęły jednocześnie płakać i cieszyć się. Nie wiedziałam co się dzieje dopóki nie ujrzałam osoby wysiadającej z limuzyny. Justin Bieber we własnej osobie!
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – Ja i wszystkie dziewczyny dookoła mnie zaczęły piszczeć.
Szedł powoli i uśmiechał się do każdego kogo zobaczył. 
-Kocham Cię Justin! – Krzyknęła mała grupka dziewczyn a piosenkarz uśmiechnął się w ich stronę. 
W tym momencie jego wzrok spoczął na mnie. Na moment stanął i nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Wszyscy zaczęli się patrzeć na mnie a ja mimowolnie się zaczerwieniłam. To niesamowite uczucie jak patrzy na Ciebie chłopak, którego kochają miliony nastolatek na świecie. Szkoda, że ta chwila nie trwała dłużej, ale i tak prędzej czy później musiałaby się skończyć. 
-Chyba wpadłaś mu w oko – usłyszałam głos jednej osoby i wielu, wielu innych, które mówiły zdania o podobnym znaczeniu.
-A teraz zapraszam wszystkich do środka na mały koncert – powiedział głos najbardziej znanej i kochanej osoby na świecie. 
Wszyscy momentalnie zaczęli się pchać w stronę drzwi wejściowych. Na co miałam czekać? Zrobiłam to samo. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim lewym nadgarstku.
-Ty idziesz ze mną – zobaczyłam wysokiego mężczyznę o ciemnej cerze. Był trochę pulchny i przypominał mi ochroniarza Justina, Kenny’ego. 
Otworzył barierkę i kazał przejść. Ciekawa byłam dlaczego i gdzie mnie zabiera. Zaprowadził mnie do wejścia głównego a następnie podążałam jego śladem na salę gimnastyczną. Cała była udekorowana na koncert. Chyba nie muszę wymieniać co tam było, ale naprawdę aż dech w piersiach zapierało.
-Wejdź tam – powiedział Kenny i wskazał palcem na scenę – a następnie wejdź za kulisy i poczekaj na mnie.
-Dobrze – odpowiedziałam i weszłam po schodach na scenę. Stanęłam na środku a to wszystko stąd wyglądało naprawdę powalająco. Odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Stałam pod specjalną wykonaną z metalu „sceną”. Wszystkie Bieliberki powinny wiedzieć co to jest. Justin stoi na tym jak np. śpiewa piosenkę „Bigger”. Następnie stanęłam pod nią i drzwi, przez które Justin wchodzi na scenę rozsunęły się.
___________________________________________________________________

Nareszcie udało mi się napisać ten rozdział. Nie miałam na niego żadnego pomysłu, ale udało się! Ogólnie według mnie rozdział jest to kitu, ale moja koleżanka podsunęła mi taki pomysł więc miejcie pretensje do niej. 
Ostatnio przeczytałam ten blog:http://jbplusosiemnascie.blog.onet.pl
Według mnie dziewczyna, która prowadzi, znaczy prowadziła ten blog ma ogromny talent do pisania. Musimy ją jakoś przekonać, by dalej go prowadziła. Opowiadanie jest naprawdę warte przeczytania. Miłej lektury.
Teraz z okazji mikołajek i zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę wam, by spełniły się wasze największe a nawet najskrytsze marzenia. By podczas świąt w waszych domach panowała radość oraz miłość a przede wszystkim byście byli szczęśliwi. No o szkole to już nie wspomnę, ale jeszcze raz wszystkiego najlepszego i wesołych świąt. Zapraszam do posłuchania:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz