niedziela, 17 marca 2013


Rozdział 11 "Ze mną w studio Stella Kane i Harry… Tomlinson?!"


-Doktorze, czy to coś poważnego?- Louis zapytał mężczyznę, który właśnie wyszedł z gabinetu.
-Raczej nie, chociaż istnieją różne przypadki. Mówi się, że podobno tyle, ile jest ludzi- odrzekł.
-Czyli będzie żył?- dopytywałam, by mieć całkowitą pewność.
-Tak, niemniej on sam wydaje się, jakby życie z niego uszło- podsumował lekarz.
-Możemy wejść?- zapytał szatyn.
-Tak, proszę- rzekł mężczyzna i pokazał nam odpowiednie drzwi. Podziękowaliśmy i skierowaliśmy się do pomieszczenia. Na środku stało szpitalne łóżko, na którym siedział skulony, okropnie biały jak ściany naokoło, Hazza.


-Harry…?
Chłopak nie odpowiadał, wpatrywał się tępym wzrokiem w jakiś nieruchomy punkt przed sobą. Louis dał mi znak skinieniem głową, bym usiadła na krześle obok łóżka. On zrobił dokładnie to samo, tylko z drugiej strony.
-Harry…?- zwróciłam się ponownie do mojego chłopaka z nadzieją, że ty razem dostanę jakąkolwiek odpowiedź. Smutny Styles był po prostu nie do zniesienia, ale Styles ze łzami w oczach to widok, przez który serce się łamie na pół. Tomlinson też nie miał ochoty na żarty, przejął się całym nocnym zdarzeniem bardzo dogłębnie. Na szczęście zachował zimną krew, czego nie można powiedzieć o mnie. Całkowicie spanikowałam, gdyby nie Louis… Nie mam najmniejszego pojęcia, co bym zrobiła. Emocje wzięły górę, nie byłam w stanie nawet trafić kluczem do zamka w drzwiach. Szatyn mnie na szczęście wyręczył i dodawał otuchy na każdym kroku.

-Nie płacz- powiedział dość spokojnym głosem, ale wiedziałam, że denerwuje się tak samo jak ja lub nawet gorzej, jednakże genialnie to ukrywał, nie można mu było odmówić talentu aktorskiego. Właśnie staliśmy przed domem, mieliśmy zamiar jechać do szpitala, ale Louis, widząc mnie w tak kiepskim stanie, przyciągnął mnie do siebie i zaczął uspokajać. Moje nerwy nie wytrzymywały, nawet nie byłam świadoma dlaczego łzy kapały jedna po drugiej. Wiedziałam, że Harry tylko zemdlał i jego życiu nic nie zagrażało, przynajmniej tak mnie zapewniali ratownicy medyczni, ale jednak przejęłam się całym zdarzeniem.
Czy ja…?
Czy on…?
Czy to…?
Nie, zdecydowanie nie.

-To nie może się dziać…- z zamyśleń wyrwał mnie zachrypnięty głos Harry’ego.
-Hazza, spokojnie, jestem tu, Louis też tu jest i–
-To niemożliwe!- przerwał mi loczek, ale tym razem jego wypowiedź była pełna ekspresji i obawy? Tylko czego on się mógł obawiać?
-Co jest niemożliwe? Powiedź nam- zachęcił go Tomlinson .
-Nie zrozumiecie. Nie mam już po co żyć- wyjaśnił coraz bardziej łamiącym się głosem.
-Jak to Hazzia? A ja? Już mnie nie kochasz?- powiedział zmartwiony Louis i po chwili rzucił się na Stylesa tak, jak to zazwyczaj miał w zwyczaju, by poprawić przyjacielowi humor przez swoje nienormalne zachowanie. Tymczasem kąciki ust loczka nie podniosły się ani o minimetr, a na jego twarzy nie gościł już wszechobecny wesoły uśmiech. Jedynie co można zauważyć to brak błysku w oczach, teraz stały się jakby przygaszone.
-Ale jak to możliwe, że zwykłe przeziębienie sprawia, że nie masz już po co żyć?- wypalił w pewnym momencie Lou. Jemu to na ogół wpadnie coś do głowy w najmniej odpowiednim momencie, cały Tomlinson, władca marchewek. Jednak muszę przyznać, że sama chciałam zadać to pytanie, nie wiedziałam bowiem, co ma zwykły katar i ból gardła do sensu życia.
-… bo to nie powinno się zdarzyć mnie i wale nie mówię o przeziębieniu- chłopak zabrał głos po chwili totalnej ciszy.
-A o czym?- zapytałam w końcu, ciekawość zżerała mnie od środka, a Harry nie zamierzał ciągnąć dalej swej wypowiedzi.
Nie odpowiedział, skierował swój wzrok na kartki, które leżały na stoliku obok łóżka. Wzięłam je ostrożnie w dłonie i zaczęłam czytać, ale nie znalazłam w nich nic niepokojącego.
-Harry, tu nie ma–
-Ostatnia strona- wyjaśnił dość władczo, gdy zaczęłam się gubić w czarnych literkach na śnieżnobiałym papierze. –Nie mogę przebywać blisko kotów…
-Czyli masz alergię- posumował Louis, podpierając brodę pięścią. Zrobił to w taki obojętny sposób, że nieomal zabiłam go wzrokiem. Dobrze wiedział, że Styles uwielbiał zwierzęta, a w szczególności TE futrzaki.

Ale, ale, ale, ale… Chryste, z kim ja się zadaję?

Z dokumentami w rękach udałam się do wyjścia, moje zachowanie było co najmniej dziwne, przynajmniej tak wywnioskowałam po minach chłopaków. Tyle tylko, że ja musiałam coś wyjaśnić i nie mogłam z tym zwlekać.

~15 minut później~

-Mam dwie wiadomości, złą i jeszcze gorszą. Od której zacząć?- zapytałam chłopaków, gdy tylko przekroczyłam wejście do pomieszczenia i szczelnie zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się ponownie do miejsca, na którym siedziałam poprzednio i zlustrowałam Harrey’ego oraz Louisa oczami. –To która idzie na pierwszy ogień, Curly?
-Zła- odpowiedział niepewnie.
-No więc zostaniesz tu jeszcze dwa dni w najlepszym wypadku, jak nie dłużej.
-Dlaczego?- zapytał oburzony Tomlinson.
-Bo ma anemię, ciemnoto- odpowiedziałam chłopakowi w bluzce w paski.
-Oh- wyjąknął tylko Lou, ale po chwili zabrał ponownie głos: -Dlaczego ja się dowiaduję dopiero teraz?! Harry, mogłeś nam paść na brak witaminek! Jesteś niepoważny!- krzyczał zdenerwowany szatyn, chodząc w kółko po pomieszczeniu i wymachując ekspresyjnie rękami.
-Odezwał się dojrzały- mruknął Styles pod nosem.
-Po mnie się można wszystkiego spodziewać. Hmm… Stells, nie patrz na mnie takim groźnym wzrokiem, przerażasz mnie- zwrócił się do mnie, ale nie zamierzałam przestać. –Ile jeszcze cię będę błagał o wybaczenie za ten bagaż?
-Cóż… Pomyślmy… Ymm… Do końca życia? I nie mów do mnie „Stells”- odpowiedziałam ze słodkim uśmieszkiem, a gdy ten zrobił zmartwioną minę, pokazałam mu język i mrugnęłam jednym okiem.
-Czyli jest nadzieja- pocieszył go Harry i na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech, którego dzisiaj zdecydowanie brakowało.
-To co z tą drugą wiadomością?- zapytał wymijająco Lou.
-Ach, tak, zatem… Harry, nie wiem jak ci to powiedzieć, bo przecież już niemal jesteś pogodzony z tym wszystkim, a teraz to mogę kompletnie zawalić twój świat.
-DO. RZECZY.- ponaglił Tomlinson.
-Harry, nie masz alergii na koty- rzekłam, a on wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany.
-Ale? Co? Jak? O czym ty? Hę…? Ale on mi tak powiedział…- wykrztuszał z siebie tylko pojedyncze wyrazy.
-No więc…

-Proszę- usłyszałam mocny głos zza solidnych drzwi. Szybkim ruchem je otworzyłam i zwinnie weszłam do środka. –Niech pani usiądzie- mężczyzna wskazał na duży fotel naprzeciwko biurka, za którym siedział. Zrobiłam tak, jak zasugerował.
-Przychodzę w sprawie mojego… chłopaka. Mam tu wszystkie wyniki- pokazałam mu papiery, które przeglądałam w pokoju Harry’ego. –On coś bredzi, że ma alergię na koty, ale tu nie ma ani jednego słowa na ten temat.
-Styles, Styles… Już wiem, o którym mówisz- odrzekł, wlepiając oczy w nazwisko, które widniało na górze jednej z kartek. -Nie, on nie ma alergii na koty ani na żadne inne zwierzaki, ale chyba wiem dlaczego, jak to ujęłaś, „bredzi”- nie odzywałam się, a jedynie lekko skinęłam głową na znak, żeby mówił dalej. –Powiedziałem, że powinien unikać „kotków”, które zbierają się po kątach i zaraz mu wyjaśniłem, że ma uczulenie na kurz.
-I wszystko jasne- podsumowałam. – Jemu nie wolno wspominać o kotach, bo przestaje słuchać dalej. Pewnie zatrzymał się na dwóch słowach: alergia i koty, a teraz rozpacza jak na pogrzebie.

-Stella, kocham cię!- powiedział uradowany Harry i mocno mnie do siebie przytulił, może nawet za mocno, bo moje żebra zaczęły krzyczeć z bólu.
-Yghym- usłyszeliśmy chrząknięcie Louisa, po czym od razu się od siebie odsunęliśmy.
-No chodź już i ty- Curly machnął zachęcająco ręką do przyjaciela.



-Evelyn, co ja mam teraz zrobić? Harry jest ciągle w szpitalu, a mieliśmy dać dzisiaj wywiad w radiu. I konieczne jest, żebyśmy byli razem.
-Nie panikuj, Candy. Właśnie przeglądam tą umowę i jest napisane, cytuję:Stella Kane, członek zespołu One Direction
-No właśnie, przecież mówię!- odrzekłam mocno zirytowana.
-Nie, nie zrozumiałaś- powiedziała i westchnęła tak głośno, że mogłam to usłyszeć przez słuchawkę telefonu.
-Czego?
-Jest „członek zespołu One Direction”, ale nie określili, który ich interesuje najbardziej, więc wybieraj z całej pozostałej czwórki  przystojniaków, Cukiereczku. Muszę kończyć, mam spotkanie z Britney.
-Britney Spears?
-Tak, chyba tak się nazywa- odrzekła moja menedżerka i w słuchawce można już było usłyszeć drażniący dźwięk przerwanego połączenia. Cała ona, zakręcona jak śrubokręt i zabiegana bardziej niż gepard. No więc zostaje mi tylko jedno wyjście…
-LOU!
-Tak, pani?- zapytał, gdy tylko przybiegł do pokoju.
-Już wiem jak możesz odkupić swoje dzisiejsze winy- odrzekłam chłodnym tonem.
-Ale ja naprawdę nie chciałem cię otruć, to nie było moją intencją, musisz mi wierzyć- lamentował.
-Co nie zmienia faktu, że udałoby ci się wpakować mnie do szpitala i chata wolna, bo Harry również tam trafił i zdaje się, że szybko nie wyjdzie- podsumowałam.
-Całkiem ładna perspektywa, a JAKA impreza by była…- mruczał pod nosem, snując plany na przyszłość.
-Louis, pomożesz mi?- zapytałam w końcu.
-Jasne, powiedź tylko słówko- odrzekł i usiadł obok mnie na ogromnej, skórzanej sofie.
-Pojedziesz ze mną na wywiad? Proszę, proszę, proszę!- powiedziałam z miną małego szczeniaczka i oczkami, którym nie można odmówić.
-No nie wiem, zastanowię się- odpowiedział z zabawnym ruchem brwi. Ja jedynie wywróciłam oczami i trzepnęłam go lekko w tył głowy. –Ach tak, przemoc w domu?- zachichotał i rzucił się na mnie. Z sofy spadliśmy na podłogę. Przez chwilę leżeliśmy nieruchomo obok siebie, po czym przerzuciłam się z pleców na bok w stronę Tomlinsona i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Zbieraj się pasiasty, za 15 min wychodzimy, żeby się nie spóźnić- odrzekłam. Podniósł się do pozycji siedzącej i podparł rękoma za sobą, przechylił lekko głowę w moją stronę.
-A ty się nie szykujesz?- zapytał zaciekawiony, w odpowiedzi pokiwałam przecząco głową i podparłam rękę na łokciu, którą przyłożyłam do twarzy. –Wiesz co, czuję się zazdrosny- powiedział.
-Dlaczego?- zapytałam zaintrygowana, ale jednocześnie zmieszana jego wyznaniem.
-Bo już drugi dzień nosisz paski, moje najukochańsze paski!- zaczął swoje wywody.
-Masz na nie wyłączność?- drażniłam się z nim.
-A żebyś wiedziała- wyszeptał, przybliżając się do mojej twarzy.
-Kłamca- odrzekłam równie cicho i trąciłam czubkiem nosa jego nosek. Uśmiechnął się zniewalająco w odpowiedzi, a chwilę później już go nie było w salonie. Niemniej nie minęło dwie minuty, a szatyn wrócił z jakąś kartką A4 w ręku i z uśmiechem od ucha do ucha.
-Czytaj- ponaglił mnie, ale wyczuwałam w tonie jego głosu żadnego zdenerwowania. Podniosłam się z podłogi i wzięłam od niego papier, po czym zagłębiłam się w lekturze, nieświadomie chodząc po pomieszczeniu.
-„(…) niniejszym (…) na mocy prawnej (…) pan Louis Tomlinson (…) paski (…) pieczęć królewska, podpis: Elżbieta II”- mówiłam na głos, a Louis tylko potakiwał główką z każdym kolejnym słowem.
-Zatkało?- zapytał, gdy tylko skończyłam lustrować dokument.
-Pff… Też mi coś. I może jeszcze nałożysz na mnie grzywnę lub wymierzysz jakąś inną karę?
-Tak, myślałem, że cię zakuję…- odpowiedział i wyciągnął zza pleców puchate kajdanki.
-Grozisz czy obiecujesz?- zapytałam. Pochylił się nade mną i wyszeptał:Obiecuję.



A za chwilę z nami na antenie piosenkarka prosto zza oceanu- Stella Kane i Harry Styles z One Direction, czyli najgorętsza para nastolatków już za pół godziny tylko u nas. Nie odchodźcie od odbiorników radiowych! Mówi Austin Mills.

-To się zdziwią- zreasumował Louis i przyciszył jedną ręką radio, nie odrywając drugiej od kierownicy.
-Tu się muszę z tobą zgodzić.
-Ewentualnie może masz przygotowaną jakąś kolejną historię na temat tego, dlaczego pojawiłem się ja, a nie Harry- zapytał z nadzieją.
-Nie, wybacz Loui, wystarczająco gubię się już we wszystkich poprzednich kłamstwach, ale cieszę się, że…
-Że co?- dopytywał ciekawy.
-Że tobie mogę powiedzieć o wszystkim i się ode mnie nie odwracasz. Zawsze pomożesz, gdy potrzebuję ratunku- dokończyłam.
-Przestań! Bo się zacznę czerwienić- zaśmiał się mocno.
-Wejdę do studia z Louisem „Marchewą” Tomlinsonem przebranym za zebrę- również zaczęłam się śmiać.
-Przestań!- jego wypowiedź wskazywałaby, że się denerwuje, ale zaprzeczały temu podniesione kąciki ust chłopaka.
-Bo co?- odpowiedziałam i zawinęłam kosmyk włosów na palec, po czym zaczęłam nim figlarnie kręcić.
-Cóż, będę musiał dotrzymać tej obietnicy- odrzekł po chwili namysłu.
-Ach… Więc chciałeś ją złamać?- zapytałam prowokująco, ale w odpowiedzi dostałam tylko mrugnięcie okiem od szatyna i zniewalający uśmiech.



-Ze mną w studio Stella Kane i Harry… Tomlinson?!- wypalił prowadzący audycję, gdy weszłam do środka, a za mną mój przyjaciel. Był pewien, że zjawię się razem z loczkiem, a tu taki kaprys. Usiedliśmy w wyznaczonych miejscach i zaczęliśmy rozmowę po skończonej piosence.
-Hej, jak tam leci?- zapytał rozradowany Lou, gdy już się usadowił w ogromnym fotelu.
-W porządku, sam wiesz jak jest żyć w ciągłym biegu- uśmiechnął się Austin. –Stella, powiedź, gdzie zgubiłaś swojego chłopaka, a może ty i Louis chcecie się czymś podzielić ze słuchaczami- zwrócił się do mnie i poruszył zabawnie brwiami.
-Nie, po prostu Harry nie mógł przyjść i–
-I Super-Louis go zastępuje- wtrącił się Tomlinson.
-Rozumiem- podsumował Austin, przeciągając wypowiedziany wyraz, jakby z nutką wątpliwości. –Powiedzcie trochę o swoich muzycznych planach- zasugerował.
-Razem z chłopakami zaczęliśmy prace nad nowym albumem, póki co mamy kilka tekstów i niedługo wejdziemy do studia, żeby je nagrać- odpowiedział Loui.
-Płyta jeszcze w tym roku?- dopytywał prowadzący.
-Mam nadzieję!- rzekł entuzjastyczne szatyn.
-Stella, a co z tobą?- usłyszałam pytanie.
-Ja również mam w planach wydanie nowego krążka, chciałam, żeby to było zupełnie coś innego. Myślę, że to zaskoczy moich fanów i liczę, że w pozytywny sposób.
-A szykują się jakieś romantyczne duety?
-No, nie wiem, nie wiem- droczyłam się.
-To ja w takim razie czekam na twój telefon! Jestem chętny!- podsumował Mills i uśmiechnął się prowokująco w moją stronę.
Odpowiedzieliśmy jeszcze na kilka pytań związanych z muzyką, rodziną, przyjaciółmi, skończywszy na hobby. Louis jak zwykle podkreślał jego przywiązanie do marchewek i po godzinnej audycji, na zewnątrz stały dzikie tłumy z wielkimi koszami pomarańczowych warzyw. Teraz już znam tajemnicę jego ciemnej karnacji.
Tomlinson wyszedł właśnie na zewnątrz, stwierdził, że spróbuje się dostać do auta, ale nie wierzył sam w swoje słowa, bo tłumy piszczących dziewczyn potrafią zatrzymać człowieka nawet do kilku godzin. Ja zostałam jeszcze na chwilkę, żeby pozbierać swoje rzeczy i poprawić swój wygląd w łazience. Już kierowałam się na zewnątrz, ale zostałam pociągnięta za rękaw bluzki. Momentalnie się odwróciłam na pięcie i moim oczom ukazał się Austin.
-Mówiłem poważnie o tym duecie.
-Zastanowię się i dam ci znać- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
-A może wcześniej spotkamy się na kawie- podchodził coraz bliżej mnie. -Znam całkiem przytulną kawiarnię- spojrzał mi w oczy, a jedną dłoń delikatnie położył na mojej talii. –I będziemy sami- dokończył szeptem, pochylając się nad moimi ustami. Szybko odzyskałam świadomość i odepchnęłam go od siebie.
-Zapomnij!- skwitowałam.
-Jak zmienisz zdanie lady to zadzwoń, numer masz w telefonie, bo ten TWÓJ CHŁOPAK nie dorasta mi do pięt- odkrzyknął. Nie odwracałam się w jego stronę, ale mogłam się założyć, że na jego twarzy malował się cyniczny uśmiech. Co za płytki palant!

Moment! Co on powiedział? Jak to w telefonie?!

-Lou, gdzie my jedziemy? Skręciłeś w złą uliczkę- zapytałam przyjaciela.
-Na spotkanie z chłopakami o… pół godziny temu- odpowiedział spojrzawszy na zegarek.
-To, na którym macie gadać o nowej płycie?- dopytywałam.
-Coś w tym stylu- odrzekł sucho.
-A nie uważasz, że nie powinniście zaczekać na Harry’ego, zamiast ustalać cokolwiek bez niego? Moim zdaniem to nie fair, jesteście przecież zespołem.
-No i właśnie o to chodzi! Jak zaraz czegoś nie zrobimy, One Direction się rozpadnie na amen- powiedział smutno.
-Louis, co się dzieje?- zapytałam zmieszana, nie wiedziałam co chłopak miał na myśli.
-Nie wiem, Daddy powiedział, żebyśmy przyjechali. On nigdy tak nie mówi, zwłaszcza takim poważnym tonem, więc wnioskuję, że sprawa jest dość skomplikowana- wyjaśnił Tomlinson i zwiększył prędkość samochodu, by jak najszybciej dostać się na wyznaczone miejsce.



-Co jest?- zapytał w drzwiach.
-Niall stwierdził, że odchodzi z zespołu- odpowiedział mu Zayn po chwili ciszy, zauważywszy, że nikt nie zamierza wyjaśnić zdenerwowanemu Louisowi całej sytuacji.
-Ale dlaczego?- usiadłam na pufie na środku pomieszczenia i zapytałam blondyna.
-Bo się po prostu do tego nie nadaję. Nie zauważyliście, że ja zawsze od was odstaje, chłopaki? No jasne, że zauważyliście! Zawsze jest Harry, Louis, Zayn, Liam i… ten piąty, jak on tam miał na imię? Mam tego serdecznie dość! Odchodzę!- wykrzyknął Horan.
-A co z obietnicą, którą wypowiadałeś co chwila? Co się stało z: „Nigdy nie przyczynię się do rozpadu One Direction, a jeśli nawet się rozejdziemy, będę nosił koszulki z logiem 1D i śpiewał nasze piosenki na cały głos, do końca życia! Obiecuję!”? To już dla ciebie nic nie znaczy?!- wyłkał Lou będąc na skraju wytrzymałości. Horan stanął w progu i nie odwróciwszy się do nas, powiedział ledwie słyszalnym głosem: „To już przeszłość”  i wyszedł, zostawiając za sobą zamknięte z hukiem drzwi. Po chwili wyszli również Zayn z Liamem.
-Louis…?- zapytałam, patrząc na przepełnioną bólem twarz Tomlinsona. Momentalnie wstałam z siedzenia i podeszłam do niego. Teraz to on potrzebował mojego wsparcia, jeszcze raz spojrzałam w jego zaszklone oczy i bez wahania mocno go przytuliłam.
Na moją odsłoniętą szyję spływały ciepłe łzy chłopaka.

________________________________________________
Chociaż bardzo lubię niektóre momenty, ogólnie uważam, że rozdział jest okropny. Prawie o niczym, aż mnie przeraża umiejętność "lania wody". Jednak nie mnie się oceniać, tą kwestę pozostawiam wam ;)

Jeśli chciałaby ktoś się zapoznać ze scenariuszem "Mr & Mrs Styles" to zapraszamTUTAJ

Chcesz być informowany o nowych rozdziałach? Po prostu wpisz się NA LISTĘ lub napisz swój tt w komentarzu poniżej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz